Wielkie wakacje

A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać na wakacje?

Dyszcz, pęknięta guma i najlepsza pizza na świecie

W nocy zdarzył nam się wypadek, który częściowo zorganizował nam dzień. Podczas dopompowywania materaca usłyszałem syk uciekającego powietrza. Okazało się, że mamy dziurę w materacu. Gdzieś zaginęła moja szara taśma nadająca się do naprawy wszystkiego (w szczególności srebrnego samochodu), więc musieliśmy ratować się plastrami, które niestety po jakimś czasie puściły.

Odchamianie

W nocy przed zaśnięciem coś zaczęło grzmieć, zastanawiałem się, jak namiot zniesie trudniejszą pogodę i czy samochód nie zacznie przeciekać przez uszkodzony zamek. Burza postraszyła, postraszyła i przeszła bokiem. Na tę noc ubraliśmy się już cieplej i napełniliśmy termofor. Budziki zadzwoniły przed 7:00, w końcu nie mogliśmy się spóźnić.

Firenze!

Po chwili negocjacji udało mi się wygonić Barbarę z namiotu (“W śpiworze jest tak ciepło, a na zewnątrz jest tak zimno”), gdzie okazało się być lepiej niż w środku. Prysznic, śniadanie, ogarnięcie się i wędrujemy na przystanek. Po drodze szybka kontrola WiFi przy recepcji. Zupełnie jak wczoraj, WiFi jest, tylko internet pędzi niczym student do pisania pracy dyplomowej. Wparowaliśmy na przystanek w idealny momencie i już po 20 minutach znaleźliśmy się w centrum Florencji.

Pod słońcem Toskanii

Poranna analiza prognoz wykazała szansę na zwiedzenie Florencji, a następnie zaznanie trochę pogody już bliżej gór. Jak ja kocham się pakować i targać te wszystkie rzeczy do samochodu! Kufer prawie załadowany, można założyć bagażnik na rowery, tylko jeszcze hak… wrzucony w schowek pod podłogą bagażnika…

Aaaaaaaaa! Czyli wiosenna terma nie na tandem

Skoro przedłużyliśmy sobie pobyt w Sermonecie o jeden dzień, plan był prosty – w niedzielę tandemujemy. Wstaliśmy w miarę wcześnie, aby nie dotrzeć na startowisko, gdy się rozwieje. Przy śniadaniu obowiązkowe ślęczenie nad prognozami. Jak by nie patrzeć na północy południa od wtorku do piątku bryndza. Okolice Normy są atrakcyjne, na pewno mielibyśmy jeszcze tutaj wiele do zrobienia, ale powoli nabieramy chęci na zmianę krajobrazu. Co by się nie działo, po południu się pakujemy, a jutro wyrusz. W najgorszym wypadku walniemy się na jakimś kempingu nad morzem i przeczekamy syf słuchając szumu fal.

Włoski Gibrartar

W piątkowy wieczór Anke (jedna z prowadzących hostel) włączyła centralne ogrzewanie serwując nam pierwszą ciepłą noc podczas pobytu w tej okolicy. Poszliśmy wcześniej spać, żeby mieć więcej czasu na owocne wykorzystanie soboty.

Plażowanie? Nie parawaiting!

Po wysiłku poprzedniego dnia nie garnęliśmy się do wczesnego zrywania w piątek. Przeciętne prognozy zmniejszały motywację do wczesnego wstawania. Leniwy poranek trochę nam się przeciągnął, ale w końcu co to za wielkie wakacje, jeśli mamy zrywać się jak do roboty?

Rowerowanie po płaskim (prawie)

Odespaliśmy rzymski spacer, zjedliśmy śniadanie i przystąpiliśmy do zastanawiania się nad planem na czwartek. Latanie czy rowerowanie? Rowerowanie czy latanie?

Powrót do Rzymu

Podczas ostatniej wizyty w Rzymie zgubiliśmy pisiont groszy. Nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy tam wrócić.
Z samego rana wskoczyliśmy w samochód i popędziliśmy na pociąg. Popełniliśmy błąd w ocenie wielkości parkingu w pobliżu dworca. Chyba cały region przyjeżdża i zostawia tu samochody. Czas uciekał, a my krążyliśmy w poszukiwaniu wolnego miejsca, niestety bezskutecznie.

Pierwsze tandemowanie w Normie

Niedzielę spędziliśmy lokalnie, gdyż wichr ze złej strony urywał łeb. W ruch poszedł sprzęt do badmintona, dodatkowo trochę poćwiczyliśmy na tarasie. Oprócz tego mieliśmy relaks.
W poniedziałek czekała nas przeprowadzka. Noszenia było dwa razy więcej, gdyż wyładowaliśmy wszystko z samochodu, żeby już żaden złodziej niczego w nim nie szukał.

Page 5 of 6

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén