Podczas ostatniej wizyty w Rzymie zgubiliśmy pisiont groszy. Nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy tam wrócić.
Z samego rana wskoczyliśmy w samochód i popędziliśmy na pociąg. Popełniliśmy błąd w ocenie wielkości parkingu w pobliżu dworca. Chyba cały region przyjeżdża i zostawia tu samochody. Czas uciekał, a my krążyliśmy w poszukiwaniu wolnego miejsca, niestety bezskutecznie. Klucząc małymi uliczkami w pełni zastawionymi samochodami, trafiliśmy na parking płatny. Z tablicy przy wjeździe wydedukowaliśmy, że opłata dzienna za postój wynosi 1€. Całe jeden euro za dwadzieścia cztery godziny parkowania?! Rozbój w biały dzień! Coś ci Włosi próbują nas orżnąć. Postawieni pod ścianą rozbiliśmy świnkę skarbonkę i porzuciliśmy furę. Tym razem na stacji była kasa, więc nie daliśmy się naciągnąć na żadne ukryte opłaty.
Rzym – miasto jak miasto. Trochę starych budynków, jakieś ruiny, generalnie nuda. Ponudzimy Was dalej, skoro dotrwaliście do tego momentu. Pierwszym punktem programu była kąpiel w fontannie di Trevi jako odegranie sceny z “La Dolce Vita”, co niestety będzie musiało poczekać, gdyż zapomniałem kąpielówek.

Przechadzaliśmy się uliczkami Rzymu, tam w którą stronę się nie obejrzeć, zawsze jest coś ciekawego.

Tutaj Panteon, znowu jakiś zamek, z tamtej strony bazylika i mnóstwo fontann.

Tak się szwędając dotarliśmy do Watykanu.

Watykan to jedna wielka ściema. Po pierwsze nie było żadnego papieża, po drugie w telewizji ten cały plac wygląda na dużo większy, a po trzecie nastawiali tam krzesełek jak na jakimś zjeździe partyjnym. Na dodatek cała stonka uparła się na zwiedzanie Muzeum Watykańskiego, więc nawet nie dane nam było zobaczyć Kaplicę Sykstyńską. Nie dostaliśmy też pieczątki w paszporcie! Jednym słowem nędza.
Powędrowaliśmy na Piazza del Popolo, na którym do XIX wieku wykonywane były publiczne egzekucje. Zabawni ci Włosi. Na samym placu stoi obelisk przehandlowany przez Egipcjan pewnie za jakąś mozzarellę. Zaraz obok leży park, w którym aleję ma sam Adam Mickiewicz! Patriotycznym obowiązkiem był spacer wspomnianą aleją. Kolejną atrakcją były schody hiszpańskie. Nie wiem, czym tu się podniecać, schody jak schody. Nie zauważyłem aby było w nich coś hiszpańskiego. Na zakończenie dnia wybraliśmy się w okolice Forum Romanum by podziwiać popołudniowe widoki.
Ach Forum Romanum! Najważniejsze miejsce w starożytnym Rzymie. Tutaj dochodziło do najbardziej istotnych wystąpień i transakcji. Ale to już wiecie…