Tym razem obyło się bez deszczu, ale też i bez odlatywania. Wiało za bardzo z południowego wschodu, co ostudziło przelotowe zapędy. Polecenie za Cori było na pewno możliwe, ale już bez powrotu, natomiast w stronę Sermonety nie szło się przebić. Skończyło się na wymęczonym lataniu w te i z powrotem z misją na nabicie trochę czasu w powietrzu. Dla takiego latania nie mam ochoty tłuc się z Velletri… chyba że na tandem.