Tymczasem przenieśliśmy się z Sermonety do willi położonej w okolicach Velletri. Następnego dnia pogoda nie wyglądała na lotną, z tej okazji postanowiliśmy wybrać się na przejążdżkę rowerową do pobliskich jezior.

Dlaczego w tym regionie zawsze musi być pod górę i pod wiatr, niezależnie w którą stronę się jedzie? Najcięższym okazał się podjazd z jeziora Nemi do miasteczka Nemi. Duże przewyższenie w połączeniu z brukowaną drogą dobiło nasze nogi. Przecież nie przyjechaliśmy tu dla przyjemności. Krew, pot i łzy to nasz chleb powszedni! Dla tych widoków warto było wypocić hektolitry wody. Na górze obowiązkowa śłitaśna focia

odwiedziny w lodziarni i… kolejny podjazd. Potem było trochę z górki do jeziora Albano, przy którym królowały korki i sprzedawcy wszelakiego badziewia. Nigdy nie byłem nad naszym Zegrzem w słoneczny weekend, ale wydaje mi się, że sytuacja jest tam podobna. Odpoczęliśmy chwilę nad wodą i ruszyliśmy w drogę powrotną, oczywiście znów pod górę!