W środę zrobiliśmy sobie jeden dzień odpoczynku. Pierwszy od początku wyjazdu. Nigdzie nie jeździliśmy, wylegiwaliśmy się na tarasie, a ja miałem czas na zmontowanie krótkiego filmiku z latania i uzupełnienie wpisów z ostatnich dwóch dni.

Prognozy czwartkowe nie wyglądały zachęcająco, dlatego zaplanowaliśmy sobie wycieczkę nad morze. Do wyboru mieliśmy Nettuno i Anzio. Wybór padł na Anzio – miasto narodzin Kaliguli i Nerona. Pomimo niedużej odległości (niecałe 40km), droga przez włoskie wioski zajęła nam około godziny. Zaparkowaliśmy na parkingu niedaleko stacji i spacerem udaliśmy się nad morze. Chcieliśmy zwiedzić willę Nerona, ale chyba nie było go w domu, bo była zamknięta dla zwiedzających. Na ładnej, piaszczystej plaży dominowała radosna młodzież, grająca w piłkę (czasem rękoma, czasem nogami – nie mogli się zdecydować) i wicher.

Barbara oceniła temperaturę wody na minus pińcet, więc darowaliśmy sobie kąpiel. Poleżeliśmy, poczytaliśmy, aż zgłodnieliśmy. Poszliśmy zapolować na jakąś knajpę, ale oczywiście we Włoszech w porze obiadowej wszystkie knajpy są zamknięte… może obsługa poszła jeść? Nie pozostało nami nic innego, poza powrotem do samochodu… gdzie czekała na nas następująca niespodzianka:

Złodziej pewnie zobaczył, że coś leży w bagażniku, sądząc po śladach przetrzepania rzeczy, ale musiał być rozczarowany, bo nie stwierdziliśmy żadnych braków. Gdzie sens, gdzie logika? Złodziej ryzykuje, naraża się na karę, marnuje czas i nic nie zyskuje, a my mamy uszkodzony zamek w samochodzie. Miejmy nadzieję, że zafundował nam najlepsze zabezpieczenie antykradzieżowe na dalszą część wakacji, gdyż kto by pomyślał, że w samochodzie z wyłamanym zamkiem może znajdować się coś wartościowego?
Czekała nas jeszcze wizyta na policji, gdzie otrzymaliśmy informację, że dziś to już nie da rady nic załatwić i musimy pofatygować się do Anzio następnego dnia. Pierwszy zgrzyt na wyjeździe, poważne zepsucie nastroju i zamiast relaksu na wieczór, zgłaszanie szkody ubezpieczycielowi. Na poprawę nastroju zrobiliśmy sobie wypasioną, trzydaniową obiado-kolację zapijaną winem.
Zmieniamy kierunek podróży i wybieramy się do Iranu*.
W piątek w planach było latanie w Serrone, a zamiast tego mamy ponowną wyprawę do Anzio (raptem godzina w jedną stronę), by zgłosić sprawę na policji. Przez cały dzień torturował mnie taki warun:

Jedyna nadzieja, że był gorszy niż wyglądał, ale to się okaże wieczorem po analizie tracków na serwerach przelotowych.
Tym razem udało się załatwić sprawę, oświadczenie zostało spisane, dostaliśmy notatkę i wróciliśmy do Velletri.
Było zbyt późno na wyprawę na latanie, ale by nie odpoczywać całe popołudnie wyskoczyłem pobiegać… i szybko wróciłem. Mocne pofałdowanie terenu i dość duży ruch samochodowy zniechęcił mnie po niecałych 3 kilometrach.

*W Iranie karą za kradzież jest obcięcie dłoni.