Czwartek z rana wyglądał pięknie. Brak chmur i idealna przejrzystość powietrza zwiastowały super dzień na latanie. Na lądowisku spotkaliśmy się z Bułgarami i pojechaliśmy na górę, tym razem już w asyście kierowcy busa. Niestety na starcie okazało się, że z latania na razie nici, gdyż pojawiła się porządna inwersja (warstwa powietrza, w której temperatura rośnie wraz ze wzrostem wysokości). Poczekaliśmy trochę w schronisku i poszliśmy się przygotowywać. Po jakimś czasie odpalił Ivan (Bułgar mieszkający w tej okolicy), ale dość szybko wylądował. Zapowiadał się parawaiting przez dłuższy czas. Siedzieliśmy i obserwowaliśmy kolejnych śmiałków, którzy próbowali swoich sił. Nadzieje na dłuższe przeloty zostały już pogrzebane, teraz liczyliśmy na choć trochę czasu w powietrzu. W międzyczasie Ivan wrócił na górę, a my zgłodnieliśmy. Przekąsiliśmy coś w schronisku i stwierdziliśmy, że szkoda czasu i co ma być to będzie, w najgorszym wypadku wylądujemy i tyle. Polataliśmy trochę po okolicy, chłopaki zdecydowali, że w przypadku lądowania jednego z nich, reszta solidarnie siada na ziemi. Ja stwierdziłem, że nie chce mi się grzebać w bylejakiej termice, za to lepiej wylądować wcześniej i spakować się już w czwartek, by przemieścić się wieczorem do Słowenii… tak, właśnie tam zmierzała ekipa z Polski. Nie stęskniliśmy się jeszcze za Słowenią, ale pogoda nie wybiera. Ivan zaproponował byśmy dołączyli wieczorem do nich i zjedli wspólnie kolację, ale nie chcieliśmy marnować piątku na przeprowadzkę, więc pożegnaliśmy się i pojechaliśmy się pakować. Zwinęliśmy nasz hangar i poturlaliśmy się na wschód. Dotarliśmy po 21 zadowoleni, że może zdążymy rozstawić duży namiot, tymczasem na kempingu czekała na nas niespodzianka w postaci dzikiego tłumu związanego z zawodami lotniowymi i paralotniowymi, na dodatek 1/3 kempingu zajmował dziecięcy obóz kajakowy. Próbowaliśmy znaleźć jakieś miejsce na kilka namiotów, ale nie widząc szansy postanowiliśmy spróbować szczęścia na innym kempingu, tym razem bliżej miejscowości Tolmin. Tam też szału nie było, ale w końcu znaleźliśmy kawałek trawy, rzuciliśmy mały namiot, dokonaliśmy ablucji i poszliśmy spać.