A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać na wakacje?

Delta Padu zwanego Po

Dziś zapolujemy na ptaki… ale z aparatem. Co prawda nie wiem, jak się poluje z aparatem na ptaki. Rzuca się nim, czy też zostawia jako przynętę, a potem wyskakuje z krzaków i takiego ptaka kijem w łeb? Może Barbara coś wymyśli. Najlepsze efekty ponoć uzyskuje się skoro świt, ale my nie jesteśmy wybredni, zadowolimy się ptakami-śpiochami, co je można spotkać w środku dnia, a nie tylko o barbarzyńskiej porze. W wyniku uzupełniania wpisów za poprzednie dni do późna, przespaliśmy trochę pobudkę. Z rana trzeba było puścić pranie, aby wyschło w zapowiadający się słoneczny dzień, więc poranne czynności zajęły nam nieco więcej czasu niż planowaliśmy. Czekała nas całodniowa wycieczka rowerowa i każde opóźnienie było zbędne. Musiałem dopompować sobie tylne koło z nadzieją, że nie będzie awarii po drodze. Koniecznie muszę zakupić sobie zapasową dętkę. W końcu wyruszyliśmy z kempingu przez las na północ. Dojechaliśmy do końca miejscowości, gdzie czekała nas przeprawa promem łączącym z “brzegiem drugi brzeg”. Dalej trasa przebiegała zalesionymi alejkami, przez większość czasu mogliśmy jechać drogą rowerową i tylko się cieszyliśmy, że jesteśmy tu poza sezonem. Było cicho i prawie pusto. Po oddaleniu się od morza czekał nas nieprzyjemny kawałek ruchliwej drogi z tirami, na szczęście krótki i już po chwili mogliśmy odbić nad rozlewiska delty rzeki Pad. Jadąc żwirową drogą na wale, z jednej strony mieliśmy rzekę Reno, a z drugiej wspomniane rozlewiska.

Nad rzeką było pobudowanych dużo domków rybaków, ale chyba jeszcze nie sezon, bo widzieliśmy połów tylko w dwóch z nich i to dopiero wracając.

Tu również było pusto nie licząc ogromnych stad flamingów, które mocno zdominowały okolicę.

Pedałowaliśmy sobie co chwila przystając na podziwianie natury i robienie zdjęć. W mojej głowie zrodził się odważny pomysł – a może by tak objechać całe rozlewiska odwiedzając przy okazji Comacchio? Minęliśmy drogowskaz do wspomnianej miejscowości informujący o odległości ponad 25km do celu. Trochę daleko jak na tę porę, ale spróbujemy. Przed 15:00 rzuciliśmy okiem na mapę i niestety czekał nas jeszcze kawał drogi, a potem jeszcze większy dystans do pokonania na powrocie, co gorsza dość długo prowadzącym ruchliwą trasą. Uznaliśmy, że lepiej będzie zawrócić, a do Comacchio i na pozostałe części rezerwatu wpadniemy samochodem, w końcu po co się męczyć na trasie z tirami? Wracając mogliśmy znów podziwiać florię i faunę tym razem w powoli zachodzącym słońcu. Oprócz flamingów

widzieliśmy czaple siwe, czaple nadobne,

rybitwy, kaczki, perkozy, kormorany, szczudłaki, końskie zady

i bobry przez Basię nazwane “płaskimi ptakami”.

Decyzja o zrobieniu mniejszego dystansu była bardzo trafna, gdyż moje nogi przypomniały mi, że dnia poprzedniego było pobiegane, a na dodatek znowu dość często jechaliśmy pod wiatr. W pewnym momencie na naszej drodze wyrosła lodziarnia i pokusie nie mogliśmy się oprzeć. Co ciekawe we Włoszech nie zdarzyło nam się trafić na lody sprzedawane na kulki. Zazwyczaj są trzy wielkości lodów (chyba odpowiadają jednemu, dwóm lub trzem smakom) i nakładane są łopatką, za to są zdecydowanie większe niż niektóre kulki u nas, turlane, turlane, żeby przypadkiem klient nie dostał za dużo. Kurs promem, ostatnia prosta i byliśmy z powrotem na kempingu. Do obiadokolacji Sangiovese – wino z regionu, w którym właśnie przebywamy, zgranie zdjęć, spisanie relacji i… dumanie co począć z kolejnym dniem. Według jednego z modeli ma padać od 13 w sobotę do 13 w niedzielę, co niestety rozbija dwa dni. Może muzea w Rawennie? Pomyślimy…

Previous

Laba

Next

Rawenna mozaiką stoi

2 Comments

  1. Tomo

    Te pola to jak krajowe. Tylko Marsjan brakuje i geesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén