Pogoda okazała się lepsza niż w prognozach, jednak nadal byłaby uciążliwa pod namiotem. Jeden ładniejszy dzień planowaliśmy przeznaczyć na górską wędrówkę po okolicznych szczytach, niestety chmury zazwyczaj były nisko, a popołudniami padało, więc zmieniliśmy plan na dłuższą wycieczkę rowerową. Trzeba przyznać, że Austriacy potrafią przygotować trasy rowerowe. Zauważyliśmy to już podczas wizyty w Hallstatt kilka lat wcześniej, gdzie wokół jeziora przebiegał szlak momentami prowadzący pomostami wybudowanymi nad wodą. W okolicach Rattendorfu do dyspozycji mieliśmy długą drogę asfaltową prowadzącą wzdłuż doliny. Nie da się ukryć, że Austria pod tym względem jest wygodna… ale co się dziwić, jeśli w kraju żyją sami emeryci. Bo tak można by sądzić rozglądając się po okolicach przez nas odwiedzonych. Niby są place zabaw, ale bez dzieci. Nie widać młodzieży popalającej ukradkiem papierosy, czy piszącej na murach “Helmut tu był”. Może w wakacje każdy przed 50tką musi odbywać przymusowe przeszkolenie wojskowe? Nawet ci podstarzali jakoś niespecjalnie się integrowali, głównie poruszali się parami pieszo lub na rowerach. Nawet bary świeciły pustkami, a GSów w ogóle nie mięli. Czy oni się tam po piwnicach kryją? Pięknie, wygodnie, wszyscy bardzo uprzejmi… ale jakoś życia brak. Ukręciliśmy niecałe 50 kilometrów i wróciliśmy do domu na naleśniki! Potrawa niespecjalnie możliwa do realizacji pod namiotem, a akurat naszła nas ochota.